Wiele
razy podczas górskich wędrówek doświadczałem piękna krajobrazów, które
zapierają dech w piersiach. Delikatna mgła, szczyty gór i rozpościerające się
ponad wszystkim błękitne niebo...
Zdarzało mi się również (jak dotąd trzy razy
w moim krótkim życiu) doświadczyć innych krajobrazów, które nie należą do
zewnętrznego świata, lecz są częścią mojego życia wewnętrznego. Nazywa się je
psychozą, schizofrenią, dekompensacją, dezintegracją itd. itp. Gdy się
zaczynają (w momencie tzw. olśnienia psychotycznego) uwodzą człowieka swoim
pięknem, tak iż człowiek jest gotów sprzedać wszystko, co ma, aby móc jak
najdłużej się nimi delektować. Niektórych od początku te krajobrazy przerażają
i nie dają się uwieść, a jednak pozwalają się zamknąć w kryjówce lęków i
wszechogarniającego zagrożenia. Jednak pani psychoza porzuca każdego, kogo zaprosiła
do swego tańca, tak iż z dnia na dzień pogrążamy się w końcu w depresji
popsychotycznej. Podobnie dzieje się w górach – musimy w końcu
wrócić, nie możemy bez końca wpatrywać się w zamglone wierzchołki szczytów.
Chciałbym
w blogosferze opisać tę podróż, którą powszechnie nazywa się chorobą
psychiczną. W tej podróży każdy mówi w swoim języku, nieznanym nikomu innemu.
Czasem rzadziej, a czasem częściej, psychotycy wyruszają w swoją podróż –
niebezpieczną, samotną, ale niekiedy bardzo inspirującą i otwierającą nową perspektywę,
dzięki której życie po psychozie staje się pełniejsze. W tych „krajobrazach
psychotycznych” chcę zobaczyć nadzieję na dobre, pełne i piękne życie.
Zapraszam do komentowania, abyśmy mogli spotkać się w wirtualnej przestrzeni…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz